19 sty 2009

14 XII - wieczór

Przyjechaliśmy do Innisfail, miasteczka które oblegane jest przez sezonowych zbieraczy bananów. To mekka dla młodych Europejczyków i Azjatów, jeśli tylko nie boją się ciężkiej i niebezpiecznej pracy za śmieszne pieniądze (to opinia jednego z pracowników). Zatrzymaliśmy się razem ze Stefanem w jednym z hosteli tylko na jedną noc. Wszyscy inni mieszkańcy zdawali się już tam mieszkać od długich miesięcy. Początkowo powitali nas z otwartymi rękami - nowe twarze! Ale jak powiedzieliśmy im, że wyjeżdżamy już jutro rano - ich entuzjazm opadł drastycznie, a jeden Irlandczyk stwierdził, że nie ma sensu przecież bliżej poznawać przejezdnych :) Szkotka na wieść, że jestem Polakiem powiedziałą parę zdań po polsku, bo u niej w Edynburghu jest bardzo dużo Polaków :)
Niemniej dowiedzieliśmy się co nieco o pracy na plantacji bananów: zbieracze losowo są odbierani przez plantatorów pickupami o wczesnych godzinach porannych, czasem są listy kto gdzie jedzie, czasem łapanka (jak za starych kryzysowych czasów).

Plantacja bananów

Bananów, przepraszam, kokosów się nie zarobi, ale bliżej można poznać faunę Australii: banany bowiem pakuje się szybko do worka i niesie na plecach w skwarze północnego Queensland (gorąco i wilgotno). Zapomniałem dodać, że banany pakuje się wraz z żywym asortymentem - czasem są to pająki, czasem węże, czasem nawet szczury! Jest dobrze, jeśli żadne z tych stworzeń nie wyjdzie w trakcie dźwigania worka i nie zacznie lazić po pracowniku.

Tu można było tanio kupić banany od producenta

Ot, znowu przydałyby się związki zawodowe ;) Rzuciłem pomysł, ale zostałem chyba nie do końca zrozumiany, he he Ci mlodzi Anglicy i Irlandczycy przyjechali sobie tu dorobić i pobyczyć się czasem w słońcu Queensland a nie strajkować :)
Wieczorem rozszalała się straszna burza, pioruny biły okrutnie w jakieś odległe miejsce na południu.



Innisfail


Opuściliśmy hostel nad ranem i skierowaliśmy się na południe. Na kazuary!

Brak komentarzy: