20 sty 2009

Stefan

Na wyprawe na kazuary wybrałem się oczywiscie z moim wiernym towarzyszem podróży, kuzynem Stefanem. W sumie to on rzucił pomysł nadłożenia trochę drogi dla zbadania rejonów Mission Beach gdzie w lasach tej tropikalnej okolicy miało być największe zagęszczenie tych straszliwych potworów. W mojej biblii jaką był przewodnik Lonely Planet po Queensland (wydanie na październik 2008) autor napisał, że w lasach na wschód od Tully czai się co najmniej 40 kazuarów (stan na czerwiec 2008 roku) - szanse na zobaczenie ogromnych monstrów była więc więcej niż bardzo mało prawdopodobna.
Zanim jednak opisze dzieje naszej niebezpiecznej wyprawy, pelnej nieprawdopodobnych, mrożących krew przygód wypada mi napisac pare zdan o moim towarzyszu podrózy, Stefanie.




Stefan zostal wziety na wyprawe z lapanki, jedyne co zdazyl ze soba zabrac to dwie pary skarpet, cztery koszulki, jedna pare krotkich spodni, szczoteczke do zebow, dezodorant LYNX i ... co okazalo sie byc najwazniejsze - garsc kabli, stara baterie wlasnej roboty i GPS. Dezodorant Lynx uzywal czesto w nadziei na przyciagniecie kobiet, ale tez swietnie sprawdzal sie w sytuacjach kryzysowych gdy nie bylo pralki. Przy pomocy kabli i starej baterii zrobil wiele pozytecznych rzeczy w trakcie jazdy - ladowarke do Ipoda, do GPSa i do Nokii rowniez. Zresztą co chwila majstrował coś w czasie jazdy samochodem - z butelki po jakichs chemikaliach co sprzedaja w supermarkecie tytuując to to oranzada - zrobil lyzeczke, z innej jej czesci miske i jadl swoje ulubione platki z mlekiem. Mrowki jakie zaokrętowały sie do płatków jakiś czas temy i buszowaly w pudełku topil w mleku lyzka.



Stefan byl odpowiedzialny za krecenie filmu z wyprawy, razem z wrecz przyspawana kamera do reki staral sie przewyzszyc kunsztem operatorskim zawodowcow z BBC i National Geographic. W swoje ręce dostał kamerę z HD i mamy nadzieje, że po zmonotowaniu jakaś stacja telewizyjna kupi ten materiał. Ogladajac to co nakrecil pozniej, musze przyznac, ze ujecia sa calkiem, calkiem. Moze to dlatego ze od paru lat kreci filmy, a do tego ma w domu trzy roznej wielkosci profesjonalne kamery. Ktorymi lubi sie chwalic przed dziewczynami. Ale mając kamerę w ręku zdawał się lekceważyć pewne najlepsze obiekty do filmowania...




Ale nie tylko kamera byla jego nieodlącznym atrybutem - to przede wszystkim GPS. Z tym urzadzeniem prawie nigdy sie nie rozstawal, nie szczedzac mi roznych bardzo przydatnych informacji jakie można było dzięki niemu uzyskać - poczynajac od trasy jaka mielismy jechac, czy najblizszych restauracji (McDonald, czy RedRooster), czy ktora sciezka podazac w buszu, konczac na wysokosci na ktorej nasz samochod sie akurat znajdowal (co tez bylo nieslychanie nieprzydatne). Przemyslnie skonstruowana bateria pozwala sledzic nasze wyprawy lodziami po rafach koralowych, czy wedrowac po ciemku po Magnetic Island. Ach, prawdziwy survival! Na co komu mapy, jesli ma sie GPS. Do tego to urzadzenie gralo muzyke, mozna bylo ogladac filmy, wskazywalo ciekawe miejsca widokowe. Najlepszy przyjaciel Stefana. GPS.



Stefan tez jest czlowiekiem ktorego motto brzmi - nie przeplacac. Z uwagi na to, ze zasoby na jego koncie bankowym motywuja go do takiej filozofii zyciowej, to mysle ze stal sie juz kompletnym fanatykiem. Dzemik kupiony na poczatku wyprawy znalazl sie na jego kanapce w ostatnim dniu, nawet jesli jego konsystencja budzila nasze wspolne obawy. Kiedy ja doszukiwalem sie jakichs nowych form zycia w sloiku, ktorych proces ewolucyjny powinien być nieźle zaawansowany, Stefan smarowal juz kanapke.



Niemniej przeplacanie to rzecz, ktora grozi na kazdym kroku w Australii i nawet udalo nam sie przygotowac zestawienie najwiekszych naciagaczy. O ktorym to rankingu niebawem.
Tak, z tym oto człowiekem miałem zamiar stawić czoło kazuarom, mitycznym stworom z lasów tropikalnych, których jedyną formą obrony jest atak i potrafią zabić bez mrugnięcia skrzydłem.

Brak komentarzy: